Syndrom sztokholmski – co to jest?

Syndrom sztokholmski - także w związkach i w pracy

Gdy ofiara kocha oprawcę – czyli artykuł o tym, czym jest syndrom sztokholmski i dlaczego dotyka tak wiele ofiar przemocy domowej. Odpowiadamy, czym jest syndrom sztokholmski, jak go rozpoznać, kiedy mamy do czynienia z toksyczną relacją, a kiedy z miłością, a także jak sobie poradzić z problemem syndromu.

Co to jest syndrom sztokholmski? Definicja

Syndrom sztokholmski – stan psychiczny, gdy ofiara przemocy odczuwa sympatię do swojego oprawcy. Syndrom może osiągnąć takie zaawansowanie, że ofiary mogą pomagać swoim prześladowcom w osiąganiu założonych przez nich celów, a nawet narażać się na łamanie prawa, aby pomóc oprawcom. Skąd bierze się syndrom sztokholmski? Zanim odpowiemy na pytanie, warto pomyśleć, jak działa ludzka psychika. Człowiek potrafi kochać oraz nienawidzić – a także zamieniać te stany na odwrotne – czyli zamienić nienawiść w miłość, a miłość – w nienawiść. Tym samym, to, co na początku było dla nas np. odrażające, z czasem może stawać się bliskie. Są też sytuacje, gdy te emocje są potęgowane – np. gdy do całości dochodzi ciągły strach, który występuje np. w rodzinach, gdzie jest przemoc domowa. Ciągły lęk i chęć przetrwania, przy jednoczesnym poczuciu samotności – a także niskiego poczucia własnej wartości – mogą być chwilami zakłócane miłym słowem czy odrobiną uwagi ze strony oprawcy. Ten ciekawy stan może sprawić, że ofiara przyzwyczai się do życia z oprawcą, zrozumie jego intencje, a nawet może pajać do niego sympatią, a co więcej – miłością! Najczęściej jednak najsilniejsze ze wszystkich emocji jest poczucie zależności – które staje się ogromną przeszkodą do opuszczenia oprawcy.

Syndrom sztokholmski głównie występuje u ofiar porwania i przetrzymywania, ale nie oznacza to, że występuje tylko w takich sytuacjach. Jest wiele przypadków, gdzie zdiagnozowano syndrom sztokholmski u osób, które nigdy nie były porwane. Przypadki te dotyczyły np. ofiar przemocy domowej.

Syndrom sztokholmski - polecany film z YouTube

Jak powstaje syndrom sztokholmski?

Syndrom sztokholmski powstaje na skutek bardzo silnego stresu, strachu. Rozwój syndromu zwykle polega na groźbach odebrania życia, a także budzenia w ofierze poczucia niskiej wartości, a także bezsensowności funkcjonowania ofiary poza tą toksyczną relacją (kat przekazuje komunikat: beze mnie nie poradzisz sobie, jestem Ci potrzebny). Tym sposobem oprawca sprawia, że ofiara doznaje wielu traumatycznych, stresujących przeżyć. Oczywiście początkowo każda ofiara próbuje się buntować, ale po jakimś czasie może sobie uświadomić, że aby przetrwać – musi podporządkować się regułom stawianym przez kata. Jeżeli nie ma możliwości ucieczki czy otrzymania realnej pomocy, ofiara próbuje stworzyć relację z katem, wzbudzić w nim zaufanie do siebie. Ale chodzi też o samotność ofiary przemocy – kontakt z oprawcą niejako uzupełnia potrzebę relacji międzyludzkich, bliskości czy poczucia uwagi.

Z czasem ofiara zaczyna bardzo dobrze rozpoznawać zachowania oprawcy. Wie, co go denerwuje i co sprawia, że staje się agresywny. Wie także, co pozwala zapobiec takim reakcjom – stara się więc tak zachowywać, aby sprostać jego oczekiwaniom – boi się bowiem agresywnych zachowań. Gdy dochodzi do syndromu sztokholmskiego, najmniejszy nawet przejaw pozytywnych emocji ze strony kata może sprawić, że ofiara zacznie pajać do niego sympatią, darzyć go przyjaźnią, traktować go jako wsparcie, a nawet wybawcę. Osoby z otoczenia zewnętrznego, które starają się pomóc ofierze, przestają w tym momencie budzić jej zaufania – stają się wrogami, kimś, kto chce skrzywdzić jej „obrońcę”. Tym sposobem między ofiarą a katem tworzy się solidarność, poczucie przywiązania, zależności, a nawet uczucie miłości. Ofiara myśli, że bez oprawcy nie poradzi sobie w prawdziwym świecie – to on tworzy jej poczucie wartości.

Skąd wzięła się nazwa „syndrom sztokholmski”? Historia pewnego napadu...

Zjawisko opisywane powyżej jest znane od najdawniejszych czasów, jednak sam termin – syndrom sztokholmski – został zdefiniowany dopiero w 1973 roku, kiedy doszło do napadu na banku w Sztokholmie. Napadu dokonał Jan Erik Olsson, który przeprowadzając atak chciał uwolnić swojego przyjaciela (Klarka Olofssona) z więzienia. Głównym celem dla niego było wzięcie zakładników oraz sterroryzowanie służb krajowych, aby uwolniły jego przyjaciela i pozwoliły mu na bezpieczną ucieczkę.

Bank położony był w mieście – na policję nie trzeba było długo oczekiwać. Jednak – mimo szybkiej reakcji policji – rabusiowi udało się zabrać czterech zakładników (trzy kobiety i mężczyznę) – więc zyskał on przewagę i mógł wysnuwać żądania – a były one bardzo konkretne. Jan Erik zażądał m.in. 3 mln koron szwedzkich, samochodu, broni palnej, hełmu, kamizelki kuloodpornej oraz doprowadzenie jego przyjaciela z więzienia. Jednak policja nie zamierzała spełnić wszystkich żądań od razu – zaczęto od spełnienia tylko jednego z nich, a mianowicie, sprowadzenia przyjaciela Erika z więzienia do banku. Takie działanie skomplikowało sprawę i krótki napad zmienił się w 6-dniowe oblężenie. W tym czasie oprawcom udało się zawiązać z zakładnikami relację. Oprawcy okazywali sympatię zakładnikom, organizowali im jedzenie, ufali przy wypuszczaniu do toalety, rozmawiali. To wystarczyło, aby wzbudzić w zakładnikach pozytywne uczucia do porywaczy.

Po 6 dniach policja postanowiła nie czekać dłużej. Z pomocą gazu zmuszono wszystkich przebywających w banku do wyjścia na zewnątrz. Co okazało się fenomenem, ofiary własnymi ciałami zakrywały porywaczy przed ewentualnymi kulami saperów!

Podczas aresztowania, porwane kobiety obsypały pocałunkami porywaczy – wyglądało to tak, jakby rozdzielono najlepszych przyjaciół. Później odmawiały policji współpracy – utrudniały przesłuchania. Wówczas szwedzki psycholog – Nils Bejerot – który pracował z policją podczas tego napadu, zastosował termin „syndrom sztokholmski” to opisania swoich obserwacji.

Syndrom sztokholmski – przebieg

Jak dochodzi do rozwoju syndromu? Zwykle ofiara posiada już zadatki na jego rozwinięcie się. Musi także przejść przez cztery fazy. Pierwszą z nich jest wyparcie, podczas której osoba nie dopuszcza do siebie informacji o sytuacji, w jakiej się znalazła. Drugą fazą jest uświadomienie sobie własnego położenia, co prowadzi do fazy trzeciej, którą można zdefiniować jako stan stresu i depresji. Wszystkie te negatywne uczucia powodowane są przede wszystkim ograniczeniem wolności. W tym momencie, jeżeli nie możemy o sobie decydować, staramy się dostosować do sytuacji – tak działa podstawowy instynkt przetrwania u człowieka. Tym sposobem wchodzimy w kolejną fazę: ofiara stara się odnaleźć w nowej roli i poczuć w niej dobrze – a to z kolei punkt kulminacyjny oraz najniebezpieczniejszy moment, ponieważ może dojść do przewartościowania sytuacji i jej uczestników. Oprawca w oczach ofiary, jest w tym momencie lepiej postrzegany. Ofiara zaczyna widzieć w nim zalety, a z czasem może to nawet przekształcić się w uwielbienie do niego, uznanie oprawcy jako kogoś, kto jest niezbędny do zapewniania naszych potrzeb. Gdy stan ten utrwala się, możemy mówić o syndromie sztokholmskim.

Syndrom sztokholmski wiąże się często z przemocą domową
Syndrom sztokholmski wiąże się często z przemocą domową

Syndrom sztokholmski dotyczy nie tylko osób porywanych!

Mimo, że termin syndromu sztokholmskiego wziął się od napadu i porwania zakładników, stan ten może dotyczyć także osób, które nie są zakładnikami – ale w jakiś sposób pewna osoba ogranicza ich wolność oraz wzbudza strach i potrzebę dostosowania się do jego nakazów. Aby zobrazować nieco konkretniej sytuacje, w których może wystąpić syndrom sztokholmski, warto wziąć pod uwagę kilka czynników, których jednoczesne występowanie znacznie zwiększa ryzyko pojawienia się takiego stanu. To m.in.: poczucie zagrożenia życia, poczucie ograniczenia wolności, poczucie braku możliwości ucieczki lub otrzymania pomocy z zewnątrz, odcięcie od świata zewnętrznego, odczuwanie pozytywnych emocji do oprawcy (dostrzeganie w nim pozytywnych cech).

Jak rozpoznać syndrom sztokholmski? Najważniejsze objawy

Podczas syndromu sztokholmskiego ofiara przede wszystkim obdarza swojego oprawcę pozytywnymi uczuciami. Uważa np. że na ogół jest dobry, ale tylko czasami staje się agresywny – ale to nie jego wina. Uważa też, że np. przemoc domowa jest jego sposobem na wyrażanie uczuć (pobicie ofiary, a później przepraszanie, zapewnianie miłości, obiecywanie, że to nigdy się nie powtórzy).

Osoba, która uwikła się w taki stan, niestety może zacząć odczuwać wiele negatywnych uczuć wobec innych ludzi, którzy próbują jej pomóc. Dochodzi do odrzucenia przyjaciół, rodziny, a także odrzucenia pomocy instytucji, policji, autorytetów. Ofiara zaczyna też odczuwać pragnienie jak najlepszego poznania i zrozumienia oprawcy, aby sprostać jego oczekiwaniom, a nawet nieść mu pomoc w realizacji założonych celów. Ofiara wierzy, że oprawca jej potrzebuje, tak samo, jak ofiara potrzebuje sprawcy w tym układzie.

Syndrom sztokholmski w związkach (partnerskich, małżeństwie)

Poczucie toksycznego przywiązania do oprawcy widoczne jest w relacjach codziennych, w wielu domach, a występuje najczęściej między związkiem dwojga ludzi. Osoba dominująca w związku uzależnia wówczas słabsza od siebie, uległą. Co ważne, płeć nie ma tutaj znaczenia – zdarza się wiele związków, gdzie to kobieta staje się jednostką dominującą, a tym samym – dręczycielem. Taki związek, które fundamentem jest poczucie zależności, szantaże, ograniczanie wolności, utrudnianie kontaktów z innymi osobami z zewnątrz, a także przemoc fizyczna i psychiczna – wytwarza u ofiary coraz to silniejsze poczucie słabości i beznadziejności. Uzależnienie od oprawcy zwiększa się. Ofiara nie wyobraża sobie dalszej egzystencji bez oprawcy. Charakterystyczne jest także to, że osoba, która doświadczyła syndromu sztokholmskiego, nie dba w pierwszej kolejności o swoje potrzeby, tylko jej głównym celem jest zaspokojenie potrzeb oprawcy. Zachowanie ofiary kształtowane jest w taki sposób, aby unikać wzbudzania agresji u oprawcy (w obawie przed przemocą).

Ofiara syndromu sztokholmskiego nie wyjdzie sama z tego stanu – nie odejdzie od oprawcy...

W większości przypadków, ofiara syndromu sztokholmskiego nie odejdzie sama od oprawcy. Bez wsparcia rodziny czy przyjaciół, toksyczna relacja może trwać długimi latami i być przez ten czas ukrywana, maskowana i wypierana. Wiele osób krytykuje np. kobiety, które doświadczają przemocy domowej, komentując to słowami: „Ja bym dawno odeszła od takiego kata – jak można tak sobie pozwalać? Ta kobieta nie ma godności?”. Osoby te zapewne nigdy nie doświadczyły tak toksycznej relacji – miały ogromne szczęście – dlatego nie rozumieją sytuacji ofiar przemocy domowej. Nie powinno się zatem krytykować osób żyjących w podobnej stagnacji, tylko próbować im realnie pomóc, przekonywać ich do tego, że mogą liczyć na rzeczywistą pomoc, gdy tylko zdecydują się na odejście. Ważna jest tutaj zarówno pomoc psychiczna i wsparcie (zapewnianie, że po wyjściu z tej relacji czeka taką osobę o wiele lepsze, spokojniejsze i szczęśliwsze życie), jak i pomoc finansowa czy logistyczna (np. pomoc w szybkiej przeprowadzce, zapewnienie tymczasowego lokum na tydzień czy dwa – aż ofiara znajdzie własny kąt, drobna pożyczka pieniężna).

Niestety osoby, które przyglądają się tego typu relacjom toksycznych związków, często odnoszą mylne wrażenie, że ofiara nie chce odejść od oprawcy i godzi się na złe traktowanie. Ludzie mają wielką zdolność łatwego osądzania sytuacji, których nigdy sami nie doświadczyli. Należy pamiętać, że syndrom sztokholmski często rozwija się latami i w pewnym momencie ofiara może zacząć myśleć, że jest już za późno – brak w niej wiary na ucieczkę czy dalsze możliwości egzystencji po ucieczce. I tym samym, najczęściej ostatnim etapem, który blokuje odejście od oprawcy, jest po prostu strach. Co więcej, strach przed odejściem może dotyczyć np. tego, że oprawca grozi ofierze, że się zabije, jeśli ta odejdzie. Może też grozić, że jeśli ofiara odejdzie, ten zrobi wszystko, aby była nieszczęśliwa i zniszczy jej życie. Strach może dotyczyć także tego, że ofiara boi się samodzielnej egzystencji, ponieważ tak długo trwała w toksycznej relacji, gdzie jej poczucie własnej wartości było sprowadzane do zera.

>>Przeczytaj także, jak walczyć ze stanami lękowymi<<

Jako osoby obserwujące takie relacje z zewnątrz, powinniśmy starać się właśnie przezwyciężać ten strach, dawać nadzieję na lepsze życie, oferować bezpośrednią pomoc, doraźną, zaraz po odejściu – i podczas odejścia, które jest bardzo trudne. Te pierwsze chwile, pierwsze tygodnie, są dla ofiary najtrudniejsze. Wówczas odczuwa ona wiele wahań nastrojów, sprzecznych myśli i uczuć, nie wie, czy postąpiła dobrze, a namowy oprawcy na powrót (zapewnienia, że wszystko się zmieni, jak tylko ofiara wróci, zapewnienia miłości) tylko pogarszają sytuację. Osoba taka jest strasznie manipulowana przez oprawcę, który gra na jej uczuciach. Dlatego tak istotne jest kierowanie do niej silniejszego przekazu od oprawcy – po prostu ciągłe wsparcie nie tylko w słowach, ale i czynach.

Co więcej, strach przed odejściem może dotyczyć np. tego, że oprawca grozi ofierze, że się zabije, jeśli ta odejdzie. Może też grozić, że jeśli ofiara odejdzie, ten zrobi wszystko, aby była nieszczęśliwa i zniszczy jej życie.

Bardzo ważne jest wspieranie ofiar syndromu sztokholmskiego
Bardzo ważne jest wspieranie ofiar syndromu sztokholmskiego

Dlaczego ofiara syndromu sztokholmskiego słucha oprawcy?

Osoby z syndromem sztokholmskim spełniają niemal wszystkie zachcianki oprawcy. Dlaczego tak się dzieje? Ofiara stara się tym sposobem unikać wybuchów agresji i wystąpienia u oprawcy braku zaufania do niej, które mogłoby doprowadzić do pogorszenia całej sytuacji. Tym sposobem ofiara zapobiega negatywnym zachowaniom – często grożącym jej życiu czy zdrowiu. Stara się więc spełniać wszystkie zachcianki, by zadowolić dręczyciela. A podporządkowywanie się ofiary do tych wszystkich zachcianek sprawia, że oprawca jeszcze bardziej napędza się do działania, ponieważ odczuwa on coraz większą władzę, co prowadzi do powstania niemal niewolniczej – a nie partnerskiej – relacji. Ogromnym zagrożeniem jest fakt, że oprawca zazwyczaj dobrze przygotowuje się do wprowadzenia takiej sytuacji i motywuje ofiarę do zerwania wszystkich kontaktów z bliskimi: znajomymi, przyjaciółmi, rodziną. Po co? A po to, aby odciąć ją od jakichkolwiek form pomocy, wsparcia czy oceny z zewnątrz.

W pracy również może wystąpić syndrom sztokholmski...

Jak się okazuje, syndrom sztokholmski może wystąpić nie tylko w relacjach partnerskich, ale także zawodowych. Dzieje się tak wtedy, gdy np. pracownik robi wszystko, aby nie stracić swojej posady, a pracodawca do podle wykorzystuje. Często tego typu manipulacje stosuje się w sytuacjach kryzysowych. Pracodawca stara się wzbudzić w pracowniku uczucie, że ten ma szczęście, posiadając daną pracę, a co więcej – umowę o pracę i inne „dobre” na tle innych warunki – które zwykle są zwyczajnie przeciętne, a nawet gorsze od innych miejsc pracy. Jednak w ramach takiej organizacji prowadzi się komunikację, która ma na celu wzbudzić w pracowniku poczucie szczęścia z posiadanej pracy. Mówi się także, ile osób jest chętnych na miejsce danego pracownika, podważa się jego kompetencje, neguje ewidentne sukcesy, podkreśla drobne błędy, a nie mówi się wcale o zasługach. Przy czym – aby wystąpił syndrom sztokholmski – musi pojawić się cień sympatii ze strony pracodawcy (np. żartowanie, skracanie dystansu). Całość tych zachowań prowadzi do patologicznego uzależnienia od pracodawcy.

Syndrom sztokholmski może także wystąpić w relacjach zawodowych
Syndrom sztokholmski może także wystąpić w relacjach zawodowych

Ofiary wykorzystywania seksualnego

Syndrom sztokholmski nierzadko dotyczy także osób wykorzystywanych seksualnie – zwłaszcza dzieci, ofiary pedofilii. Skrzywdzone w ten sposób osoby bardzo niechętnie wyjawiają swój problem. Gdy się na to zdecydują, raczej mówią o tym w gronie bliskich, a rzadko kiedy udają się na policję. Często spowodowane jest to faktem, że rodzina podważa istnienie problemu, nie wierzy ofierze. Jednak nie są to decydujące powody braku zgłaszania faktu wykorzystywania seksualnego na policję. Naukowcy twierdzą, że powodem jest wytworzenie się pewnej więzi między oprawcą i ofiarą, co jest widoczne szczególnie u dzieci, które sądzą, że tak musi być. Oprawca natomiast wynagradza często wykorzystywanie seksualne poprzez miłą rozmowę czy podarowanie jakiegoś prezentu. Ta manipulacja na dzieciach niestety jest bardzo skuteczna, czego dowodem jest wiele przypadków pedofilii ujawnionych w ostatnim czasie (m.in. w kościele katolickim w Polsce w 2019 roku).

Syndrom sztokholmski w kilku punktach

  • Syndrom sztokholmski to sytuacja, gdy ofiara nie posiada poczucia odrębnego „ja” - identyfikuje się z dręczycielem uważając, że tworzy z nim pewną całość, coś nierozerwalnego.
  • W przypadku myśli o odejściu pojawia się strach przed samotnością, bezsilnością, ucieczką w nieznane.
  • Lęk kieruje ofiarą i sprawia, że ta spełnia zachcianki oprawcy, przestając dbać o własne.
  • Zazwyczaj ofiara nie odchodzi samodzielnie, bez pomocy z zewnątrz: rodziny czy przyjaciół.
  • Bardzo istotne jest realne wsparcie osób z syndromem sztokholmskim, zapewniając im wsparcie psychiczne i inne potrzebne formy pomocy w pierwszym etapie odejścia od oprawcy.

Bibliografia – źródła naukowe artykułu

  • Grygorczuk A., Dzierżanowski K., Kiluk T., Mechanizmy psychologiczne występujące w relacji ofiara-sprawca przemocy, „Via Medica” 2009, tom 6, nr 2, s. 61-65.
  • Błoch-Gnych A., Syndrom sztokholmski w relacjach międzyludzkich, „Niebieska Linia” 4/2010.
  • Kowalczyk M., Łącka T., Przemoc i jej mechanizmy w związkach partnerskich, „Paedagogica Christiana” 1/27, Toruń 2011.